W książce Miranda nie wdaje się w dyskusje. Ani razu słownie nie skrytykowała stroju Andy jak w filmie (ok, nawrzeszczała na nią tylko za buty nie spełniające kryterium wobec kobiet pracujących w Runway'u - co najmniej dziesięciocentymetrowe szpile). Już jej rozbawiony wzrok wystarczająco potrafił zasygnalizować, że ma coś zrobić z wyglądem, jeżeli chce dłużej pracować w redakcji poświęconej modzie w charakterze jej asystentki.
Kto zwraca uwagę na szczegóły, zdziwi się włączając film, choćby dlatego, że Andrea w książce jawi się jako blondynka. Cóż, później dochodzi do tego fakt, że rozpoczynając pracę, Mirandy nie ma w kraju, a mimo to wydaje rozkazy i na początku jest to zabawne, iż faktycznie władcza z niej kobieta i żądna spełnienia jej zachcianek, ale dopiero później czas na prawdziwy horror. Myślę, że to lepiej potęguje napięcie. P
To już na koniec - polecam książkę mimo wszystko. :D